One should not consider that the great principles of freedom end at your own frontiers, that as long as you have freedom, let the rest have pragmatism. No! Freedom is indivisible and one has to take a moral attitude towards it.
Aleksandr Solzhenitsyn, Warning to the West
Wystarczy mało, tak bardzo mało, aby człowiek znalazł się po drugiej stronie granicy, gdzie wszystko traci sens: miłość, wiara, światopogląd, historia. Cała tajemnica ludzkiego życia polega na tym, że dzieje się ono w bezpośredniej bliskości, a nawet na styku tej granicy, że jest od niej oddalone nie o kilometry, lecz o jeden milimetr.
Milan Kundera, Księga śmiechu i zapomnienia
Kiedy myślę o pojęciu granicy, przed moimi oczami pojawia mapa samochodowa, którą oglądałem w dzieciństwie. Była to mapa pełna kolorowych ilustracji pochodząca z końca lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia wydana przez nieobecne wtedy w Polsce stacje benzynowe Esso. Niemal każdy europejski zabytek lub pomnik przyrody był na niej zaznaczony kolorowym rysunkiem. Gęsta sieć dróg i zabytków stawała się coraz rzadsza w miarę przesuwania się na wschód, by po przekroczeniu Odry zamienić się w całkowitą biel. Za granicą Zachodu kończyły się drogi, kończyła się historia, kultura i cywilizacja. Znikały zabytki, nie było miast. Świat za wschód od Odry był białą plamą. Wpatrywanie się w nią było intrygującym przeżyciem, ponieważ poddawało myśl, że świat w którym żyję, i który dobrze znam, nie istnieje. Ryszard Kapuściński w Podróżach z Herodotem opisuje emocjonalny stan dorastającego w zamkniętym kraju człowieka, który chce przekroczyć krępującą go barierę: „Kusiło mnie, żeby zobaczyć, co jest dalej, po drugiej stronie. Zastanawiałem się, co się przeżywa, przechodząc granicę. Co się czuje? Co myśli? Musi to być moment wielkiej emocji, poruszenia, napięcia. Po tamtej stronie – jak jest? Na pewno – inaczej. Ale co znaczy to – inaczej? Jaki ma wygląd? Do czego jest podobne? A może jest niepodobne do niczego, co znam, a tym samym niepojęte, niewyobrażalne”[1].
Limes, to po łacinie granica, położona na skraju własnego terytorium droga z umocnieniami, które oddzielały Imperium od świata barbarzyńców. Jednym z najsłynniejszych takich umocnień, które można oglądać do dzisiaj, był wzniesiony w latach 121−129 n.e. Wał Hadriana w północnej Brytanii. Rozciągał się pomiędzy wsią Bowness nad zatoką Solway Firth a twierdzą Segedunum w Wallsend nad rzeką Tyne. Miał stanowić ochronę przed wojowniczymi plemionami Piktów z Kaledonii, jednak nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
Dzisiejszym Wałem Hadriana, który oddziela cywilizowane dziedzictwo Imperium Rzymskiego od świata barbarzyńców, jest wschodnia granica Unii Europejskiej. Bartosz Cichocki w opracowaniu Wschodnia granica zewnętrzna rozszerzonej Unii Europejskiej charakteryzuje ją w następujący sposób: „Polska posiada najdłuższą granicę z obszarem nieunijnym spośród państw, które przystąpiły do UE w maju b.r. [2004]: ok. 230 km z obwodem kaliningradzkim (Federacja Rosyjska), ok. 420 km z Białorusią i ok. 535 km z Ukrainą. Pogranicze z obwodem kaliningradzkim to teren zalesiony i pagórkowaty, pokryty gęstą siecią komunikacyjną i osadniczą. Pogranicze z Białorusią jest gęściej zalesione, mniej zaludnione, występują tu tereny podmokłe. Południowy odcinek granicy polsko-białoruskiej pokrywa się z biegiem Bugu, który rozdziela Polskę od Ukrainy. Dopiero tu polska granica wschodnia zaczyna opierać się na podziałach naturalnych. Na południe od Hrubieszowa granica polsko-ukraińska porzuca bieg Bugu, skręca ku zachodowi i kończy się w terenie górzystym Bieszczad. Położenie geograficzne Polski (na szlaku z Azji do Europy Zachodniej), długość i warunki naturalne pogranicza stawiają szczególne wyzwanie służbom odpowiedzialnym za walkę z nielegalną imigracją, międzynarodową przestępczością zorganizowaną i przemytem”[2]. Faktyczna i symboliczna granica między Wschodem i Zachodem to granica pomiędzy wyobrażoną formą i jej brakiem, to granica między tym co suche i tym co wilgotne, jak określił to Jonathan Littell, opisując fantazje belgijskiego faszysty Leona Degrella. Analizując język autora wspomnień z kampanii rosyjskiej, Littell przywołuje powracające obsesyjnie opisy: „Wielkie przerażające rosyjskie błoto, gęste jak roztopiony kauczuk”, „prymitywne błoto, stare jak świat, niewzruszone, silniejsze od strategów, od złota, od rozumu i od ludzkiej pychy”[3].
Zarządzany przez Polskę fragment wschodniej granicy Unii Europejskiej jest kolejnym wcieleniem historycznego fantazmatu przedmurza chrześcijaństwa. Co ciekawe Encyklopedia PWN definiuje ten termin jako: „tezę o szczególnej roli Polski w obronie przed obcymi religijnie i kulturowo ludami i państwami”. Być może dlatego właśnie zatruci historyczną fantasmagorią Polacy dali się przekonać, że solidarność wobec ofiar wojny i pomoc wspólnocie europejskiej w rozwiązaniu kryzysu humanitarnego to naiwność. Dzisiaj postawy otwarcie ksenofobiczne to centrum, a nie margines, debaty publicznej. Jesteśmy dumni z tego, że potrafimy być okrutni i egoistyczni. Uczucie to podszyte jest niepewnością i strachem, obawą, że ta podkreślana wielokrotnie głęboko tożsamość religii i kultury, w gruncie rzeczy jest pozbawioną jakiejkolwiek treści pustą skorupą.
Fantasmagoryczna obsesja zagrożeniem ze wschodu nie jest jedynie polską specjalnością. To pruski Kaiser Wilhelm II w 1895 roku zamówił u Hermana Knackussa rycinę będącą dosłowną ilustracją jego proroczego snu „die Gelbe Gefahr”, w którym ujrzał nadciągającą nad Europę burze pod postacią Buddy dosiadającego smoka. Na rycinie widzimy Michała Archanioła, który zbiera na brzegu morza reprezentujące różne europejskie nacje kobiety. Napis pod ryciną wzywał: „Narody Europy, brońcie swojej najświętszej własności”. Rycina podarowana została wszystkim przywódcom europejskim i amerykańskim.[4].
Granica jako fizyczny koniec jakiegoś terytorium, jakiejś politycznej organizacji, strefy wpływów rzadko przebiega w miejscach centralnych dla danego obszaru. Do granicy docieramy na peryferiach, w miejscach, gdzie wpływy centrum zanikają. Jak pisał Kapuściński: „W miarę bowiem zbliżania się do granicy ziemia pustoszała, spotykało się coraz mniej ludzi. Ta pustka zwiększała tajemniczość takich miejsc, a zwróciło moją uwagę, że w pasie przygranicznym panuje cisza”[5]. Takimi obszarami przygranicznymi mogą też być całe kraje. Są to obszary, które Jan Sowa nazwał za Miroslavem Hrochem „regionami niewydarzonymi”. Obszar niewydarzony to taki, w którym nic nie wydarza się samodzielnie, który nie wytwarza własnych wzorów, ponieważ jego kultura zawsze była wtórna: „Region ten zajmują społeczeństwa nie potrafiące określić swojego habitusu w sposób autonomiczny, bez oglądania się na Innego, który byłby dla nich punktem pozytywnej lub negatywnej idealizacji… szczególna sytuacja państw tej części Europy polega na ich wiecznym uwięzieniu w logice doganiania-uciekania, która nie stosuje się do państw Europy zachodniej”[6]. Sowa pisze w swojej książce o podwójnym kompleksie Polaków, którzy najpierw byli dumnymi kolonizatorami obszarów, które nazwali kresami wschodnimi, by później ulec cywilizacyjnej i militarnej przewadze imperium rosyjskiego i samemu stać się ofiarami kolonizacji. Kompleks ten, który jest wybuchową mieszanką dumy i resentymentu, znakomicie utrudnia trzeźwą analizę aktualnego położenia geopolitycznego Polski i częściowo przyczynia się do bieżących perturbacji politycznych. Istotną częścią tego kompleksu jest linia wyrysowana na mapie na jednym z biurek brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych podobna do tych, jakie wielokrotnie wytyczano na mapach Afryki i Azji.
Linia, o której mowa, pokrywa się ze wschodnią granicą Polski i jej przebieg oparty jest o tzw. linię Curzona, która została zaproponowana przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych lorda Georga Curzona jako linia demarkacyjna pomiędzy wojskami polskimi i bolszewickimi w 1920 roku. Powszechnie wiadomo, że lord Curzon nie był ani autorem, ani specjalnym zwolennikiem przedstawionego rozwiązania. Mniej znany jest fakt, że Curzon zanim otrzymał stanowisko ministra spraw zagranicznych w rządzie brytyjskim sprawował funkcję wicekróla Indii, polityczne zawiłości Europy były mu w gruncie rzeczy obce. Ta arbitralnie zarysowana w brytyjskim foreign office, a później poparta przez Stalina linia podziału jest centralnym punktem wystawy Uwaga! Granica, która pokazywana jest jednocześnie w dwóch nadgranicznych polskich miastach: Białymstoku i Lublinie. To granica dwóch światów, oglądana i analizowana przede wszystkim przez artystów mieszkających po różnych jej stronach. Temat granicy jest oczywiście zbyt złożony, aby dało się go sprowadzić wyłącznie do tej jednej narysowanej na mapie linii, która dzieli ludzi na tych, którzy pewne prawa i wolności posiadają i tych, wobec których nie maja one zastosowania. Artyści nie przyglądają się biernie temu podziałowi na gorszych i lepszych, ponieważ sami tej selekcji podlegają i na różne sposoby ją podważają, kwestionują i analizują. Prace obecne na wystawie w sposób głęboki i wielopłaszczyznowy przepracowują zagadnienie granicy w jej wymiarze politycznym, ekonomicznym, ludzkim i estetycznym. W Fantomowym ciele króla Jan Sowa zauważa, że „tak zgrabnie ustawiona para przeciwieństw – Zachód vs Wschód, Demokracja vs Totalitaryzm, Rozum vs Siła, Instytucja vs Dzikość itd. może istnieć tylko dlatego, że oba jej człony mają czysto fantazmatyczną zawartość: nie opisują żadnego stanu rzeczywistego i odpowiadają jedynie obecnemu po obu stronach pragnieniu określonej percepcji samego siebie oraz innego”[7]. Diagnoza ta wydaje się być szczególnie aktualna w przypadku Polaków i ich wyobrażeń na własny temat. Mamy tutaj do czynienia ze szczególnym splotem kompleksów wynikających z niedawnego jeszcze przynależenia do świata „gorszego” i nagłego znalezienia się po „lepszej” stronie granicy, i to na dodatek w charakterze jej strażnika. Radość i korzyści z awansu cywilizacyjnego skutecznie zatruwane są przez złośliwą, ksenofobiczną satysfakcję z gorszego położenia innych i niczym nieuzasadnione poczucie wyższości. Odczuwają to wszyscy stłoczeni w bezsensownych gigantycznych kolejkach ludzie, którzy stają wobec nieludzkiego traktowania i nieludzkiej sytuacji, w której nie są stawiani obywatele Unii Europejskiej. Giorgio Agamben pisze, że separacja tego, co humanitarne od tego, co polityczne, którą dziś przeżywamy, jest krańcową fazą rozłamu między prawami człowieka i prawami obywatela[8]. Włoski filozof wzywa do tego, by na nowo przemyśleć i skonstruować więzi łączące pojęcia człowiek i obywatel w taki sposób, aby nie dało się ich rozłączyć. Właśnie na ten aspekt sytuacji granicy wydaje się przede wszystkim zwracać uwagę lubelsko-białostocka wystawa. Stawia ona pytanie, choć nie udziela odpowiedzi, co robić, by granice nie dzieliły, lecz stawały się kanałami komunikacji i wymiany.
Już samo pojęcie granicy wydaje się być dla sztuki prowokacją. Pytanie o granice sztuki, granice w sztuce, powracają jak nieustający refren za każdym razem, kiedy zacieśnia się kontrola mająca na celu zamrozić swobodny przepływ idei, za każdym razem kiedy na granicach, tych symbolicznych i faktycznych, pojawiają się coraz lepiej wyposażone nowe punkty kontroli. Granica dla sztuki jest punktem odniesienia, który musi być przekraczany, tymczasem ciągle słyszymy w różnych miejscach: przekroczono granice sztuki, artysta, artystka przekroczyli granice dobrego smaku… To granice, których sztuce faktycznie przekraczać nie wolno, jeśli chce pozostać bezpiecznie niezauważona. Sztuka, która odważnie upomina się o swoje miejsce w społeczeństwie, siłą rzeczy przekracza różnego rodzaju granice, zarówno w formie, jak i w treści, i – jak pisał Andrzej Turowski – wzbudza niepokój. . Kryterium nowości wartościujące w dużym stopniu produkcję artystyczną i intelektualną wymusza ich transgresywność. Granice dla sztuki istnieją przede wszystkim po to, aby je przekraczać. Naruszane są one na najróżniejsze sposoby, na przykład poprzez świadome zacieranie różnicy pomiędzy sztuką a codziennością, poprzez artystyczny aktywizm i formy, w których sztuka staje się nie do odróżnienia od socjologicznego lub interwencyjnego dziennikarstwa. Można dla sztuki nieustannie wytwarzać nowe miejsce i nowe konteksty.
Jednak najbardziej poruszające przykłady działań artystycznych, które przekraczają granice, to nie te, które atakują i dotykają innych, lecz te, w których to sami artyści testują granice swojej wytrzymałości, swojej siły, swojego wewnętrznego przekonania, że warto ponieść ryzyko, złożyć ofiarę z samego siebie.
____________________________
[1] Ryszard Kapuściński, Podróże z Herodotem, Znak, Kraków 2004, s. 13.
[2] Bartosz Cichocki, Wschodnia granica zewnętrzna rozszerzonej Unii Europejskiej, w: „Prace OSW [Ośrodka Studiów Wschodnich] 2004, nr 12, s. 12, [online] https://www.osw.waw.pl/sites/default/files/prace_14_3.pdf [dostęp 21.09.2017].
[3] Jonathan Littell, Suche i wilgotne, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2009, s. 46.
[4] John Kuo Wei Tchen, Dylan Yeats, Yellow peril! An archive of anti-Asian fear, Verso, London−New York [2014], s. 12.
[5] Kapuściński, Podróże z Herodotem, s. 13.
[6] Jan Sowa, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Universitas, Kraków 2011, s. 15.
[7] Tamże, s. 12.
[8] Giorgio Agamben, Homo Sacer. Suwerenna władza i nagie życie, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 183.