Bez tytułu
2020
fotografia, tekst
To my, dwóch aktorów i śpiewak operowy. Jesteśmy mężczyznami, Polakami i gejami. Jeśli widzicie w nas ideologię i uważacie, że zagrażamy Waszym rodzinom to ten palec jest adresowany do Was. Jeśli nie, to tylko ocieramy nim łzy.
Moja bliska znajoma Sonia, która dawniej była Filipem, parę dni temu zobaczyła przyklejoną do jej motocykla wlepkę „Strefa wolna od LGBT”. Potem napisała: Wczoraj rano przywitał mnie taki widok. I nie mogę się pozbierać. To mój motor, pod domem. Chciałabym wierzyć, że to totalny przypadek, że ktoś biegał po prostu i rozklejał to gdzie się da. Ale nie bardzo w to wierzę. Za to zaczęłam się po prostu bać. No dobra, zaczęłam się bać już dawno i od tego czasu boję się praktycznie codziennie i ten strach towarzyszy mi wszędzie i męczy przed snem. Ale to nie o tym. Tutaj zaczęłam się bać jakby bardziej. Bo to ktoś. Sąsiad? Sąsiadka? Ktoś, kto zaznacza swoją przestrzeń… w mojej przestrzeni, a dokładniej na mojej rzeczy, moim codziennym środku transportu (który swoją drogą służy mi do unikania jeżdżenia komunikacją miejską, w której boję się, bo jest dużo ludzi i na mnie patrzą). Teraz cały dzień myślę, co ten ktoś chce mi właściwie powiedzieć? Czy właśnie to, że mam się bać? Że cały ten mój strach jest słuszny? Od dawna próbuję go przecież psychiatrycznie zdefiniować jako „lęk uogólniony” i jako zupełnie bezzasadny… A może ten ktoś mówi, że mnie tu nie chce? No ja czy chcę czy nie chcę to tu jestem. Związana umową najmu. Chociaż naprawdę też nie chcę być tam, gdzie mnie ktoś tak nie chce. Chciałabym za to tak być po prostu normalnie. Nie, nie tak „normalnie” jak narzuca to patriarchalny dyskurs hetero-normy. Tak normalnie, zwyczajnie. Niezauważalnie, kiedy chcę być niezauważana, a zauważalnie wtedy, kiedy ja o tym zdecyduję. Ale też chciałabym się wtopić w wasze normy, żeby mieć spokój, żeby móc spokojnie funkcjonować. Zazdroszczę wam tego spokoju. Chciałabym zoperować sobie głos, żebyście nie patrzyli na mnie dziwnie, kiedy się odzywam, chciałabym wyglądać tak, żeby nie wzbudzać waszych podejrzliwych spojrzeń, chciałabym móc bez skrępowania przebierać się w szatniach. Chciałabym tego, bo wy tego chcecie ode mnie codziennie. Chcecie, żebym nie wprowadzała dysonansu w waszej binarnej normatywności. Chcecie, ale mi w tym nie pomożecie, nie zrefundujecie operacji, maksymalnie utrudnicie wymianę dokumentów, dostęp do leków. A tak naprawdę, to chciałabym tego nie chcieć. Chciałabym tego nie musieć. Chciałabym, żebyście zmienili swoje podejście. Chciałabym. Ale na to nawet nie liczę. Mówicie, że ta naklejka, ta cała wasza jazda, ten codzienny terror, to „znak sprzeciwu nie wobec konkretnych osób, ale wobec radykalnie lewicowej ideologii godzącej w rodzinę i wartości, na których od wieków opiera się europejska cywilizacja.” (Gazeta Polska) No więc jestem tą chodzącą ideologią. I tak sobie chodzę i godzę. A wasza walka ze mną „jest piękna, jest obroną fundamentów naszej cywilizacji, wszystkiego co w polskości najlepsze” (Lisiewicz). tak, #jestemlgbt
tekst autorski